Euro opłaci się Chorwacji. Polsce wejście do strefy euro także by się opłaciło

Euro opłaci się Chorwacji. Polsce wejście do strefy euro także by się opłaciło
Witold Gadomski

Politycy PiS wykorzystali wejście Chorwacji do strefy euro, by zniechęcać do tego kroku Polaków. Straszą wzrostem inflacji, która ma jakoby przyspieszyć w krajach mających europejską walutę. Spójrzmy zatem na fakty.

W listopadzie 12-miesięczna inflacja w Polsce, liczona wskaźnikiem HICP stosowanym przez Eurostat, wyniosła 16,1 proc., zaś w Chorwacji 13 proc. Dane za grudzień są na razie wstępne i liczone metodami krajowymi, a nie unijnymi. Według nich w Polsce inflacja wyniosła 16,6 proc., a w Chorwacji 13,5 proc. Wyraźnie spadła inflacja w całej strefie euro, choć wciąż jest na poziomie nieakceptowalnym. Najniższą miały Hiszpania (5,6 proc.), Luksemburg (6,2 proc.) i Francja (6,7 proc.), a najwyższą kraje bałtyckie – (20,7 proc.), Litwa (20 proc.) i Estonia (17,5 proc.). Ta ostatnia jednak odnotowała znaczącą poprawę. Wszystkie te kraje są w strefie euro, tyle że kraje bałtyckie bardziej niż Europa Zachodnia pozostają uzależnione od rosyjskich źródeł energii.

Jak inflacja będzie się kształtować w najbliższych miesiącach, to się dopiero okaże. Komisja Europejska przewiduje, że w końcu tego roku w Polsce będzie najwyższa w całej Unii Europejskiej.

Efekt cappuccino to złudzenie

W Chorwacji w pierwszych dniach stycznia, po zastąpieniu krajowej waluty – kuny – przez euro niektóre ceny wzrosły, ale skali tego zjawiska nie znamy. Wiemy tylko, że niektórzy sklepikarze i właściciele barów zaokrąglali ceny w górę. Na przykład kawa w barze, która w grudniu kosztowała 8 kun, powinna teraz kosztować 1,09 euro, ale czasami była zaokrąglana w górę do 1,20, a nawet 1,5 euro.

Podobne zjawisko występowało kiedyś we Włoszech i nazwano je „efektem cappuccino”. To, że ceny tego napoju na skutek zaokrąglenia rosną, powiedzmy o 20 proc., wcale nie oznacza, że w takiej skali rosną wszystkie inne ceny. „Efekt cappuccino” to złudzenie wynikające z tego, że oceniamy wysokość inflacji na podstawie jednego produktu, którego waga w budżecie domowym jest niewielka.

„Podwyżki cen w Chorwacji po przyjęciu euro mogą być ostrzeżeniem dla Polski” – powiedział we wtorek Mateusz Morawiecki. Ale przecież premier nie zna danych dotyczących inflacji w Chorwacji w styczniu. Nie zna także danych polskich, a jest bardzo prawdopodobne, że inflacja u nas wzrośnie bardziej niż u naszych przyjaciół znad Adriatyku.

Skutki wahań waluty krajowej

Chorwacja zdecydowała się wejść do strefy euro, aby ustabilizować i wzmocnić swoją gospodarkę. Boris Vujcić, prezes chorwackiego banku centralnego podkreśla, że chorwacka kuna podlegała silnym wahaniom, co zniechęcało inwestorów.

– Kiedy twoja waluta traci na wartości w stosunku do euro, oznacza to, że twój dług jest wart więcej – mówił Vujcić w wywiadzie dla „Financial Times”.

Dzięki wejściu do strefy euro, za dziesięcioletnie pożyczki chorwacki rząd płaci 3,6 proc. rocznie – polski 6 proc., a niedawno płacił nawet 8. Wyraźnie niższe jest też w Chorwacji oprocentowanie kredytów hipotecznych.

Inflacja to tylko jeden z problemów związanych z wejściem do strefy euro. Europejski Bank Centralny radzi sobie z nim lepiej niż NBP. – Jesteśmy gotowi dostosować wszystkie instrumenty w ramach naszego mandatu, aby zapewnić powrót inflacji do średniookresowego celu inflacyjnego – zapowiedziała w końcu grudnia ubiegłego roku prezes EBC Christine Lagarde.

W Polsce szef banku centralnego co miesiąc ogłasza, że ceny być może się ustabilizują, ewentualnie wzrosną, a większość Rady Polityki Pieniężnej biernie przygląda się inflacji, nie podejmując prób jej opanowania.

Różnica między działaniami NBP i RPP a EBC jest jednym z ważnych argumentów za przystąpieniem Polski do strefy euro.

 

Tekst ukazał się 11 stycznia 2023 r. na portalu „Wyborcza.biz”.