Eurostrachy na Lachy. Nie bójmy się wspólnej waluty

Eurostrachy na Lachy. Nie bójmy się wspólnej waluty

Witold Gadomski

Przekonanie, że zastąpienie złotego walutą europejską spowoduje drożyznę, jest mitem. We wszystkich badaniach opinii publicznej obawa przed wzrostem cen jest jednym z najczęściej podawanych powodów niechęci wobec wejścia Polski do strefy euro. Polacy nie są tu wyjątkiem. Praktycznie we wszystkich krajach, przyjmujących wspólną europejską walutę jej wpływ na inflację był ważnym tematem debaty publicznej. Wzrost cen po przyjęciu euro ma wynikać z  dwu zupełnie różnych przyczyn.

Pierwszą jest zaokrąglanie cen po zamianie waluty krajowej na europejską i obawa, że sprzedawcy potraktują ten moment jako okazję do osiągania nadzwyczajnych zysków. Ten efekt widać było w kilku krajach, ale jest on łatwy do wyeliminowania, poprzez czasową kontrolę cen przez instytucje takie jak Urząd Ochrony Konsumentów i Konkurencji. W niektórych krajach, przyjmujących euro przez dłuższy czas podawano w sklepach ceny jednocześnie w walucie krajowej i europejskiej, co utrudniało sprzedawcom nieuczciwe manipulacje. Mieli oni też obowiązek zaokrąglać ceny w dół. Jeżeli mimo wszystko wzrost cen związany z wymianą walut wystąpi to jedynie krótkoterminowo.

Drugą przyczyną obaw przed wzrostem cen po wejściu do strefy euro jest fakt, że w wielu krajach Europy Zachodniej ceny są na ogół wyższe niż w Polsce. Poziom cen jest zwykle skorelowany z poziomem zamożności. Im wyższe PKB na głowę mieszkańca, tym wyższy poziom cen. Według danych OECD średni poziom cen w Polsce w roku 2022 wynosił 55 proc. poziomu cen w Niemczech, 37 proc. poziomu cen w Norwegii i 137 proc. poziomu cen w Turcji. Euro kosztuje na wolnym rynku około 4,5 zł, zaś turecka lira ok. 21 groszy. Ale w Niemczech za 1 euro kupimy mniej niż w Polsce za 4,5 zł, a w Turcji za 1 lirę więcej niż za 21 groszy w naszym kraju. Na wolnym rynku, takim jak Unia Europejska, a tym bardziej strefa euro ceny powinny się wyrównywać, co zakłada znane ekonomistom prawo jednej ceny. Ale z wielu powodów ceny się nie wyrównują, choćby dlatego, że duża ich część dotyczy usług, nie podlegających handlowi międzynarodowemu (np. komunikacja miejska), a także nieruchomości. Dlatego poziom cen w Finlandii jest według danych OECD o 40 proc. wyższy niż w Estonii, choć  stolicę Finlandii dzieli od stolicy Estonii zaledwie 87 km. Zapewne w długim okresie ceny w strefie euro będą się wyrównywać, ale będzie to proces powolny. Nie ma więc powodu obawiać się, że po przyjęciu euro ceny w Polsce szybko zbliżą się do poziomu niemieckiego, czy austriackiego.

Przeciwnicy euro strasząc przyspieszeniem inflacji rzadko wspierają swoje tezy statystykami. Częściej sięgają do historii prawdziwych lub zmyślonych o tym jak zdrożała filiżanka espresso lub kufel piwa po zamianie walut krajowych na walutę europejską. Ale wydatek na poranne espresso lub kufel piwa wypity po pracy stanowią ułamek procentu naszego budżetu domowego. Inflacja, która zjada nasze oszczędności dotyczy cen wszystkich towarów i usług, które kupujemy. Tyle że subiektywne odczucia inflacji często rozmijają się z obiektywnymi faktami, mierzonymi przez instytuty statystyczne. Przeciętni ludzie obserwują ruchy cen kilku wybranych towarów, często ważnych z psychologicznego punktu widzenia, lecz nieistotnych dla budżetów domowych. Łatwiej też zauważają podwyżki cen niż obniżki, które również mają miejsce po wejściu do strefy euro.

Euro wprowadzono w transakcjach bezgotówkowych 1 stycznia 1999 w 11 krajach (bez Grecji), a od 1 stycznia 2002 wprowadzono tę walutę w formie gotówkowej w dwunastu państwach UE. Były to: Niemcy, Francja, Włochy, Hiszpania, Holandia, Belgia, Luksemburg, Austria, Portugalia, Finlandia, Irlandia, Grecja.

Badania przeprowadzone przez Eurostat pokazały, że o ile przed wprowadzeniem euro postrzeganie inflacji dość wiernie oddawało rzeczywiste wskaźniki, to po wymianie waluty inflacja subiektywnie postrzegana była wyraźnie wyższa od rzeczywistej. Wzrosty cen koncentrowały się w kilku grupach towarów, mających niewielki wpływ na ogólne indeksy, ale badani przez Eurostat konsumenci na podstawie tych kilku grup wyciągali wnioski, dotyczące średniej inflacji.

Spójrzmy na statystyki. W ciągu pięciu lat, poprzedzających wprowadzenie euro w formie gotówkowej (1997-2001) średnia inflacja w 12 krajach, które utworzyły strefę euro wynosiła 1,6 proc. rocznie. W ciągu pierwszych pięciu lat istnienia euro w formie gotówkowej średnioroczna inflacja w tych krajach wyniosła 2,2 proc.  Była zatem o 0,6 pkt proc. wyższa, ale wyższa też była w całej Unii Europejskiej, w tym w Wielkiej Brytanii, która wchodząc do Unii zagwarantowała sobie prawo do bezterminowego utrzymania własnej waluty. W 2002 roku, a więc w pierwszym roku funkcjonowania euro w obiegu gotówkowym najwyższą inflację zanotowano w Irlandii (4,7 proc.), Grecji (3,9 proc. ), Holandii (3,9 proc).  oraz w  Hiszpanii (3,6% proc.). Wzrosty cen wynikały raczej z szybkiego tempa wzrostu tych gospodarek na początku XXI wieku, nie zaś z zamiany walut krajowych na euro.

Aby wejść do strefy euro kraje muszą spełniać szereg kryteriów (tzw kryteria z Maastricht), w tym kryterium dotyczące stabilności cen. Stopa inflacji może najwyżej o 1,5 pkt proc. przekraczać inflację trzech  najstabilniejszych pod tym względem państw członkowskich. A zatem przygotowanie gospodarki kraju do wspólnej waluty polega między innymi na obniżeniu inflacji. Słowenia, która przyjęła euro 1 stycznia 2007 roku miała w latach 1997-2004 średnioroczną inflację w wysokości 7,6 proc. Nie spełniała ważnego kryterium z Maastricht. Ponieważ jednak  w 2004 roku słoweński rząd podjął decyzję o wejściu do strefy euro, a 28 czerwca 2004 roku słoweński tolar wszedł do systemu ERM II, czyli „przedsionka euro”, a jego kurs został powiązany z euro, Bank Słowenii zaczął poważnie ograniczać inflację, która w 2005 roku wyniosła 2,4 proc., a w kolejnym roku 2,5 proc. W pierwszych dwu latach po przyjęciu wspólnej waluty inflacja w Słowenii wzrosła – w 2008 roku do 5,5 proc., ale w kolejnym roku spadła poniżej 1 proc.

1 stycznia 2008 roku euro zaczęło być walutą Cypru i Malty, a rok później Słowacji. W nocy z 25 na 26 listopada 2005 roku władze Słowacji w porozumieniu z Europejskim Bankiem Centralnym nieoczekiwanie zdecydowały o wprowadzeniu tego kraju do systemu ERM II.  Słowacja, tak jak większość krajów Europy Środkowej, które stały się członkami Unii Europejskiej miała w latach 90. i na początku lat 2000. dość wysoką inflację, która w roku 2000 wynosiła 12,2 proc.  , a w latach 2001-2004 średnio 6,6 proc. Po wprowadzeniu korony do pasma ERM II konieczna była restrykcyjna polityka pieniężna w celu ustabilizowania waluty i obniżenia inflacji, która przez trzy lata 2006-2008 zdecydowanie przekraczała kryterium z Maastricht. Restrykcyjna polityka nie osłabiła wzrostu gospodarczego na Słowacji. Przeciwnie, będąc w ERM II  Słowacja rozwijała się w średnim tempie 8,2 proc. rocznie. Wynikało to częściowo z bardzo dobrej koniunktury na świecie w przede dniu globalnego kryzysu finansowego oraz z napływu inwestycji zagranicznych, zachęconych perspektywą wejścia do strefy euro.

W pierwszym miesiącu funkcjonowania na Słowacji wspólnej waluty, w styczniu 2009 r. inflacja, mierzona według metodologii Eurostatu wskaźnikiem HICP wyniosła 0,3 proc. – w stosunku do grudnia 2008 r. i 2,7 proc. w stosunku do stycznia 2008 r. Wzrost cen w styczniu 2009 r. był niższy niż w poprzednich latach. W latach 2005-2008 ceny w styczniu, w stosunku do grudnia poprzedniego roku, rosły średnio o 1,3 proc.

Wpływ na to miał spadek cen żywności i wielu towarów importowanych, wynikający z kryzysu światowego. Słowacja weszła do strefy euro w momencie największego jego natężenia. Uchroniło to ten kraj przed wstrząsami, spowodowanymi wahaniami kursu lub/i odpływem kapitałów krótkoterminowych, których doznały Węgry oraz trzy kraje bałtyckie.

Po przyjęciu wspólnej waluty inflacja na Słowacji utrzymywała się przez dwa lata poniżej 1 proc., gdy w Polsce przekraczała cel inflacyjny. Stabilizacji cen na Słowacji sprzyjał stabilny kurs waluty. W Polsce problemy z inflacją wynikały wówczas w dużej mierze z osłabienia złotego.

1 stycznia 2011 roku do strefy euro przystąpiła Estonia, w 2014 roku Łotwa, w 2015 Litwa, a w 2023 Chorwacja. W Estonii inflacja w pierwszym roku funkcjonowania waluty europejskiej wzrosła z 2,7 proc. do 5,1 proc., na Łotwie z 0 proc. do 0,7 proc., a na Litwie spadła z 0,2 proc. do minus 0,7 proc. Te zmiany odzwierciedlały trendy gospodarcze, zachodzące w Unii Europejskiej, nie zaś sam fakt zamiany waluty krajowej na europejską. Skądinąd trzy małe kraje bałtyckie na długo przed przyjęciem euro sztywno powiązały swoje waluty z walutą europejską.

W 2022 roku w większości krajów świata znacznie wzrosła inflacja, która była wynikiem bardzo luźnej polityki pieniężnej banków centralnych oraz ogromnego impulsu fiskalnego, w odpowiedzi na recesję spowodowaną pandemią Covid. Dodatkowym katalizatorem inflacji były zwyżki cen energii, wywołane manipulacjami Rosji. W Unii Europejskiej w grupie krajów o najwyższej inflacji były zarówno znajdujące się w strefie euro: Litwa (średnia inflacja w roku 2022 według Eurostat to 18,9 proc.),  Łotwa (17,2 proc.), Estonia (19,4 proc.), Słowacja (12,1 proc.), jak i kraje mające suwerenne waluty: Węgry (15,3 proc.), Polska (13,2 proc.), Czechy(14,8 proc). Ale kraje o najniższej inflacji są wyłącznie w strefie euro: Malta (6,1 proc.), Francja (5,9 proc.), Finlandia (7,2 proc.).

Inflacja też szybciej spada w strefie euro. W kwietniu 2023 roku 12-miesięczna inflacja w strefie euro wyniosła 7,0 proc., gdy w całej Unii Europejskiej 8,1 proc. Najniższa była w kilku krajach strefy euro: w Luksemburgu (2,7 proc.), w Belgii (3,3 proc.), w Hiszpanii (3,8 proc.), na Cyprze (3,9 proc.), w Grecji (4,5 proc.).

W Chorwacji, która od pięciu miesięcy posługuje się walutą europejską inflacja wyniosła w kwietniu 8,9 proc., to jest o 3,6 pkt proc. mniej niż w styczniu. To wynik wyraźnie lepszy niż w przypadku Polski, która w kwietniu zanotowała 12-miesięczną inflację liczoną metodami Eurostatu 14,0 proc. , czyli o 1,9 pkt proc. mniej niż w styczniu.  Na początku roku premier Morawiecki straszył chorwacką „drożyzną”, twierdząc, że jest to skutek przyjęcia w tym kraju euro i zarzekając się, że Polska tego błędu nie popełni. Chorwacja jest znacznie bardziej zaawansowana na drodze do dezinflacji. To przede wszystkim wynik bardziej wiarygodnej polityki pieniężnej Europejskiego Banku Centralnego niż NBP i Rady Polityki Pieniężnej, która od września 2022 roku biernie przygląda się inflacji, nie podnosząc stóp procentowych i licząc na to, że sama spadnie pod wpływem spadku cen energii. Tymczasem EBC mimo wyraźnych postępów w dezinflacji w strefie euro nie przestaje podnosić stóp, a członkowie Rady Gubernatorów EBC (odpowiednika RPP) publicznie wyrażają pogląd, że dopóki inflacja nie spadnie do poziomu celu inflacyjnego, który w strefie euro wynosi 2 proc., EBC musi wciąż aktywnie wpływać na obniżenie dynamiki cen.

Witold Gadomski – dziennikarz, publicysta „Gazety Wyborczej”

Artykuł jest częścią cyklu Fundacji Wolności Gospodarczej „Okiem Liberała” i ukazał się również na stronie Wyborcza.pl.