Eurostrachy na Lachy, czyli wspomnienie na rocznicę wejścia do Unii

Eurostrachy na Lachy, czyli wspomnienie na rocznicę wejścia do Unii
Wrogowie integracji straszyli obywateli rzekomymi plagami, jakie na nich spadną po wejściu Polski do Unii. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że takie bzdury można ludziom wmawiać – wspomina w „Gazecie Wyborczej” prof. Artur Nowak-Far z SGH.
Prof. Artur Nowak-Far – prawnik, ekonomista, profesor SGH, doradca programowy ds. euro w Fundacji Wolności Gospodarczej. 

 

1 maja 2025 r. upłynie 21. rocznica przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. To takie swoiste karciane „oczko”. Dzień przystąpienia Polski do UE poprzedziło specjalne referendum, w którym wzięła udział większość dorosłych Polaków. Ponad 70 proc. z nich opowiedziało się za przystąpieniem naszego kraju do Unii. Byli oni wtedy dobrze poinformowani – od wielu miesięcy poprzedzających referendum większość znaczących ośrodków i mediów umożliwiała im zapoznanie się z informacjami na temat członkostwa. To był zupełnie inny poziom wiedzy niż obecnie. Z drugiej jednak strony, nikt jeszcze wtedy nie doświadczył życia w Polsce w warunkach, gdy była ona pełnoprawnym członkiem Unii. Teraz mamy tę sposobność i – jak się okazuje – nie narzekamy. Ponad 80 proc. Polaków popiera członkostwo Polski w Unii Europejskiej.

Pytania obywateli do mediów

W sprawie akcesu Polski do UE jestem świadkiem historii. Jako naukowiec zajmujący się problematyką integracji europejskiej byłem jedną z tysięcy osób, które wspierały nasze przygotowania do członkostwa, a także aktywnie zabiegały o jak najlepsze poinformowanie Polaków o tym, co to może znaczyć także dla nich.

Moje najciekawsze wspomnienie dotyczy pytań kierowanych do polskiej telewizji i radia, na które odpowiadałem na żywo. Taka była formuła programu „Za pięć dwunasta”, który prowadził redaktor, który dużo później, w czasach rządów Prawa i Sprawiedliwości, włączył się w systemowe obrzydzanie Polakom Unii Europejskiej w jednej z głównych stacji telewizyjnych. To jednak stanowi materiał na zupełnie inny felieton.

Pamiętam, że te setki osób, które się do mnie dodzwoniły albo „weszły na wizję” (te były nieliczne), niezmiennie dziwiło to, że mogły swoje pytania w ogóle zadać, czasami nawet na żywo. Ludzie pytali o wiele kwestii.

Kto jeszcze pamięta „misie w paszporcie”?

Wiele pytań dotyczyło „misiów w paszporcie”. Zapewne dziś niewiele osób wie, o co chodzi. Otóż „miś w paszporcie” to była potoczna nazwa stempla, który funkcjonariusze niemieckiej służby celnej wbijali Polakom, którzy zostali przyłapani na nielegalnej – z punktu widzenia przepisów RFN – sprzedaży jakichś towarów na bazarach w Berlinie lub innych miastach naszych zachodnich sąsiadów. Stempel oznaczał, że takie osoby nie mogą zostać ponownie wpuszczone do Niemiec. Z chwilą wejścia Polski do UE „miś w paszporcie” przestał mieć jakiekolwiek znaczenie urzędowe, pozostając zapewne świadectwem nieprzyjemnego kontaktu z niemieckimi celnikami. Ci ostatni mieli po wejściu Polski do Unii już dużo mniej roboty.

Straszenie europejską walutą

Najliczniej stawiane pytania dotyczyły jednak euro. Polacy kojarzyli przystąpienie do UE właśnie z traktatowym obowiązkiem wprowadzenia jednolitego pieniądza europejskiego, a zatem zastąpienia nim złotego. Byli tym mocno straszeni przez przeciwników członkostwa Polski w Unii. Niektórzy z tych przeciwników posuwali się do takich manipulacji, że przeliczenie emerytur czy pensji na euro (przy np. kursie 4 złote za 1 euro) doprowadzi do czterokrotnego ich spadku. Inni z otumaniających opowiadali, że pensje będą przeliczone po kursie 1:4, ale już ceny i opłaty 1:1. Wszystko to było dla mnie odkryciem, ponieważ nie wiedziałem wtedy, że takie bzdury ktokolwiek może próbować komukolwiek wmawiać. A jednak…

 

Pełny tekst jest dostępny na portalu Wyborcza.pl.