Czy Węgry są bliżej przyjęcia euro niż Polska?

Czy Węgry są bliżej przyjęcia euro niż Polska?
Ekipa Viktora Orbána nigdy nie zabrnęła w ślepy zaułek, w którym znalazł się obóz Jarosława Kaczyńskiego, obiecując, że będzie „bronić Polaków przed euro” – tłumaczy dla portalu wyborcza.pl Artur Nowak-Far, SGH, doradca programowy ds. euro w Fundacji Wolności Gospodarczej. 
Prezes Narodowego Banku Polskiego, Adam Glapiński, ogłosił swego czasu, że będzie nas „bronić przed euro”. Nie ma jednak potrzeby czynienia takich zapewnień, ponieważ Polska i tak nie jest w stanie przyjąć obecnie euro. Przecież nie spełnia wymagań, od których to zależy. Te dotyczą stabilności finansów publicznych i kursu złotego wobec euro. Niższy niż notowany obecnie musiałby być wzrost cen i niższe stopy procentowe, zaś bank centralny musiałby mieć większe gwarancje niezależności niż te, które obecnie obowiązują. Tego wszystkiego w Polsce nie ma, a więc obiecując „obronę przed euro”, prezes NBP poniekąd sprzedaje nam Niderlandy – odmawia czegoś, czego i tak mieć nie może.

Niechęć szefa NBP do Unii Europejskiej, a więc i do euro jest powszechnie znana. To z jej powodu, nasz bank centralny nawet nie wydał monety upamiętniającej przypadającą w tym roku 20. rocznicę przystąpienia Polski do UE.

Polak, Węgier… nie spełniają warunków przyjęcia euro

Podobnie jest na rządzonych przez Viktora Orbána Węgrzech. Tu też – ze względu na wrogie wobec Zachodu nastawienie władz, a przede wszystkim z powodu niespełniania kryteriów – nie może być w ogóle mowy o wprowadzeniu euro. Jednak nikomu z poważniejszych członków grupy Orbána nie przyszło do głowy, by czynić z „obrony przed euro” doktrynę banku centralnego.

Węgry gospodarczo radzą sobie słabo – inflacja w 2023 wyniosła tam 17 proc., obecną szacuje się na 4,1 proc. (w strefie euro było to odpowiednio 5,4 proc. i 2,5 proc.). Deficyt budżetowy wynosi 4,5 proc.  PKB (powinien być 3 proc.), dług publiczny osiągnął poziom niemal 75 proc. PKB (a powinien być nie większy niż 60 proc. PKB), długookresowa stopa procentowa wynosi niemal 7 proc. (znacznie powyżej stopy wymaganej, 5,5 proc.), forint zaś jest daleki od stabilności.

Również w wymiarze prawnym węgierski bank centralny (Magyar Nemzeti Bank, MNB) nie ma wystarczających gwarancji niezależności. Węgry są też silnie uzależnienie od rosyjskiej ropy i gazu. Najpewniej właśnie z tych wszystkich powodów prezesowi MNB nie przychodzi do głowy ogłaszanie, że będzie „obrońcą Węgrów przed euro”.

Janusowa twarz Budapesztu

Osoby sprawujące na Węgrzech władzę, w tym sam prezes banku centralnego, mówią o Unii Europejskiej i o euro różnym językiem do różnych widowni – mają zatem, jak to się mówi, „Janusowe oblicze”. Na użytek zewnętrzny, ich narracja nie zakłada mówienia głośnego i bezwarunkowego „nie”. Raczej znacząco zmienia się w zależności od koniunktury politycznej w bezpośrednim otoczeniu Węgier. Po objęciu władzy przez Orbána w 2010 r. dominująca narracja na zewnątrz była taka, że Węgry dołączą do strefy euro, „jak tylko gospodarka Węgier będzie mocniejsza”, a więc gotowa do spełnienia kryteriów członkostwa w tej strefie. Problem w tym, że przez wszystkie lata rządów Orbana gospodarka nie stała się mocniejsza, co najpewniej skłoniło prezesa MNB Györgya Matolcsyego do stwierdzenia – w stosunkowo głośnym wywiadzie dla opiniotwórczego dziennika „Financial Times” z maja 2023 r. – że Węgry nie przystąpią do strefy euro, ponieważ „warunki przyjęcia jednolitego pieniądza europejskiego nie zostały poprawnie spełnione”. Co szczególnie ciekawe, Matolcsy ogłosił, że za te warunki uważa wyposażenie UE w takie atrybuty, jak wzmocniony budżet (tak, by przepływało przez niego do najmniej 20 proc. PKB Unii), a także wspólny, unijny minister finansów. Toż to po prostu program federalizacji!

Matolcsy zmienił zdanie już w 2023 r. W wywiadzie dla anglojęzycznego czasopisma „Hungary Today” w maju 2023 r. zapewnił, że Węgry starają się spełnić kryteria, od których uzależnione jest wprowadzenie euro. Jak doniósł Reuters w lipcu 2024, Matolcsy przekonywał, że Węgry wprowadzą euro – muszą jedynie osiągnąć 90 proc. poziomu rozwoju gospodarczego średniej unijnej. Jego zdaniem, należy się tego spodziewać nie wcześniej niż w 2030 r.

Prof. Artur Nowak-Far, ekonomista i prawnik, jest doradcą programowym ds. euro w Fundacji Wolności Gospodarczej, profesorem Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.
Tekst ukazał się 22 września 2024 na wyborcza.pl.